Schronisko PTTK na Hali Krupowej w Beskidzie Żywieckim

"N.P.M" O NAS
Zapraszamy do lektury artykułu o schronisku PTTK na Hali Krupowej (z roku 2003) oraz dwóch wywiadów z gospodarzem schroniska: z roku 2006z roku 2009

KRUPOWA W ZWIERCIADLE...
W numerze 3/2006 miesięcznika "Zwierciadło" opublikowany został wywiad z gospodarzami schroniska PTTK na Hali Krupowej. Zapraszamy do lektury!
ODWIEDZINY NA KRUPOWEJ

Schronisko PTTK na Hali Krupowej położone w Paśmie Babiej Góry i Polic, znane jest większości turystów wędrujących po beskidzkich szlakach. Tu od połowy ubiegłego stulecia, w pierwszą niedzielę października spotykają się na zakończenie sezonu krakowscy turyści górscy. W ostatnim dziesięcioleciu, schronisko, jak zresztą większość pttk-owskich schronisk, poddane zostało remontowi i modernizacji. I nie wyróżniało by się to schronisko niczym specjalnym, gdyby nie... Internet.
O tempora, o mores! Dziś można odwiedzić Krupową nie ruszając się z domu! Wiele naszych schronisk istnieje w Internecie i nie ma w tym nic dziwnego. Takie czasy. W Internecie można uzyskać podstawowe informacje właściwie o wszystkich schroniskach. Podstawowe, to znaczy przede wszystkim za ile, jak i gdzie. Ale tylko na stronie Krupowej można dowiedzieć się czegoś więcej. A więc najstarszy turysta który odwiedził schronisko (rzeczywiście - nie wirtualnie) miał 86 lat, a najmłodszy 3 miesiące. Najdłuższy wielodniowy etap dojścia do schroniska wiódł z Wołosatego w Bieszczadach. Rekordowe wydłużenie letniego czasu dojścia (3 minuty) w warunkach zimowych do drogowskazu na Hali Kucałowej wynosi 50 minut. Największe jednorazowe zamówienie to 500 bigosów. Informacje te notuje się w "Księdze rekordów".
W rubryce "nowości i wydarzenia" dowiemy się o najbliższych przejściach granicznych, o warunkach odbioru sieci komórkowych, o planowanej budowie wyciągu krzesełkowego, o...
W specjalnej rubryce możemy sami wpisać swoją opinię o schronisku i przeczytać co wpisali inni. Wybierając się w marcu na Halę Krupową otrzymamy zniżkę 25% legitymując się wydrukiem strony internetowej, a pierwszy gość 24 marca 2001 r. otrzyma nocleg za darmo! W tym dniu odbędzie się w schronisku "Wieczór australijski" z przeźroczami Kasi i Marka Tomalików.
Zachęcamy inne schroniska do naśladownictwa, a czytelników gazety do oglądania (krupowa.topnet.pl). Trzeba jednak pamiętać, że nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z naturą, zapachu lasu i kwitnącej łąki, lekkiego powiewu wiatru we włosach i zdrowego zmęczenia po całodziennym marszu.

Jacek Ormicki


Gazeta Górska nr 1(34)/2001
GÓRSKA OAZA

Chyba każdy turysta, którego ścieżki zawiodły w polskie góry, odwiedził kiedyś górskie schronisko. Takich miejsc mamy w Polsce dziesiątki, jednak na palcach obu rąk można policzyć te, o których można powiedzieć że są to schroniska z prawdziwego zdarzenia. Gdyby zapytać górołaza, co rozumie pod tym pojęciem, opowiedziałby nam o niezwykłej atmosferze chatki ukrytej gdzieś na końcu świata, magii wieczorów przy kominku i gospodarzach, z którymi się zaprzyjaźnił... Gdy do tego opisu dodamy jeszcze sprawną i miła obsługę oraz uczciwy kąt do spania, otrzymamy prawdziwą oazę w górach.
Wśród nielicznych górskich schronisk, które rzeczywiście zasługują na to miano, z pewnością znajduje się schronisko na Hali Krupowej w Paśmie Polic, we wschodniej części Beskidu Żywieckiego. Znajduje się ono na uboczu ruchliwych górskich "autostrad", poza zasięgiem niedzielnych wycieczkowiczów, szukających w górach wszystkiego, tylko nie górskiej przygody. Jest to miejsce, które ma swoich zagorzałych wielbicieli w całym kraju, dla których górski sezon bez odwiedzin Hali Krupowej jest sezonem straconym.
Pierwsze schronisko w tym miejscu powstało jeszcze przed wojną, z inicjatywy jordanowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Jego budowę zakończono w roku 1936, jednak w osiem lat później zostało spalone przez hitlerowców. Przez kilka lat swojego istnienia zdążyło zasłynąć ze wspaniałego położenia i niesamowitych widoków - z jego okien rozpościerała się przepiękna panorama Tatr, dorównująca tej z nieodległej Babiej Góry. Po wojnie odbudowano je dopiero w połowie lat pięćdziesiątych - w dużej mierze dzięki ofiarności górskich turystów, którzy kupując specjalne cegiełki wspierali finansowo inwestycję. Dziś, po kilku przebudowach i modernizacjach, jest to jedno z najładniejszych schronisk w polskich górach.
Atutem Hali Krupowej jest nie tylko wspaniała panorama Tatr. To doskonałe miejsce na bazę dla turystów penetrujących całe Pasmo Polic i dogodna przystań dla wędrowców zdążających od strony Jordanowa i Osielca na Babią Górę. W schronisku czeka na nich 38 miejsc noclegowych z ciepłą wodą, kuchnia serwująca pyszne domowe obiady i przytulna świetlica. To właśnie tu, gdy wszyscy mieszkańcy już powrócą z gór, odbywają się magiczne spotkania z gitarą przy kominku. Zaś 20 minut od schroniska, na Okrąglicy, znajduje się kaplica Matki Boskiej Opiekunki Turystów. Co roku na początku października, przy okazji zlotu turystów górskich, odprawiana jest w niej uroczysta msza św. z okazji rocznicy otwarcia schroniska. Zloty te odbywają się na Hali Krupowej już od 46 lat, na każdy z nich przybywa kilkaset osób.
Schronisko to, mimo iż jest położone głęboko w górach, dostępne jest dla każdego w... Internecie. W jego serwisie znajdziemy wszystko - konkursy, opisy szlaków pieszych i rowerowych, galerię zdjęć, aktualną prognozę pogody, a nawet księgę rekordów schroniska (np. najniższa temperatura wyniosła - 24 st. C, najmłodszy turysta miał 3 miesiące, najstarszy zaś - 86 lat!). Istnieje nawet Internetowy Klub Przyjaciół Schroniska PTTK na Hali Krupowej, którego członkowie otrzymują 25 % zniżki na noclegi. By do niego przystąpić, należy zamieścić na własnej stronie domowej odsyłacz do serwisu schroniska. Również posiadacze telefonów komórkowych, wyposażonych w przeglądarkę mogą odwiedzić Halę Krupową - schronisko dysponuje serwisem WAP. Gospodarze schroniska wychodzą także poza sieć elektroniczną, bardzo często można natknąć się na ich ogłoszenia w pismach turystycznych, krajoznawczych i górskich.
A w schronisku ciągle coś się dzieje. Na przykład na turystów, którzy zawitają na Krupową pod koniec marca, czeka "Wieczór Australijski". W sobotę 24 marca 2001 r. odbędzie się tutaj spotkanie z Kasią i Markiem Tomalikami, którzy przez rok penetrowali Australię. Owocem tej podróży jest książka "Australia, moja miłość" i setki przeźroczy, które zostaną zaprezentowane podczas imprezy. Organizatorzy przy okazji spotkania zaproponowali konkurs - osoba, która tego dnia pierwsza przyjdzie do schroniska, otrzyma bezpłatny nocleg.
Wszystkim górołazom możemy z czystym sumieniem polecić schronisko na Hali Krupowej. To jedna z niewielu prawdziwych oaz dla turystów, gdzie nie spotka ich żadna przykra przygoda.

Krzysztof Nowak


Gdański dodatek turystyczny tygodnika Życie, 17.02.2001

ZAPOMNIANE SCHRONISKO

- W pierwszym roku nie mieliśmy skutera, a na święta było prawie dwa metry śniegu. W Wigilię trzy godziny przedzieraliśmy się czarnym szlakiem do schroniska, by z karpiami dojść przed wieczerzą... - wspomina Maria Ogrodowicz, dzierżawca schroniska na Hali Krupowej.
- Mimo wszystko pewnie tu już zostaniemy - dodaje jej mąż.
Sobotnia pogoda dawała doskonałą okazję do wyjścia w góry. Śnieg, słońce, błękitne niebo, ciepło i bezwietrznie. W Wielkiej Polanie schodzę z szosy na czarny szlak. Nieliczne ślady butów po kilkudziesięciu metrach kończą się wraz z bruzdą utworzoną przez pień zwożonego drzewa. Dalej idę zupełnie pustym szlakiem. Mimo że od tygodni nie padał śnieg, nie widać śladów stóp. Wreszcie można poczuć się samotnie.
Lecz nie do końca - wkrótce widzę ślady kilku saren. Dalej w głębokim, nawianym śniegu już znacznie większy odcisk kopyt jelenia i pięćdziesiąt metrów dalej napotykam na wielkie łapy niedźwiedzia. Po głowie chodzi ta sama myśl - coś takiego mogło się trafić tylko tu. W miejscu rzadko uczęszczanym, nie przedeptanym, gdzie nie ma tabunów turystów. A przecież ten odcinek od drogi do samego schroniska, nie spiesząc się pokonuję zaledwie w godzinę. Idąc tylko sześćdziesiąt minut można poczuć się jakby się przedzierało przez leśny matecznik. Wreszcie las się kończy, a oczom ukazuje się niewielkie schronisko wtulone w skraj Kucałowej Hali u podnóża Policy. Zagadką pozostanie, dlaczego od początku jego istnienia podaje się, że stoi ono na Hali Krupowej, mimo że Hala znajduje się po drugiej stronie pobliskiego szczytu Okrąglicy.

Schroniskowa miłość

Jak zwykle o tej porze roku schronisko świeci pustkami. Gospodarz, Eugeniusz Ogrodowicz wraz z synem właśnie instalują niewielki, 150-metrowy wyciąg narciarski. Przede mnie wybiega Oskar, dorodny owczarek niemiecki
- Trzeba na niego uważać, bo jak długo nie widzi turystów, to mu odbija, pilnuje domu i nie wpuszcza nikogo - ostrzega gospodarz. Psu jednak tym razem "nie odbiło" i po chwili siadamy razem z dzierżawcami w kuchni przy kawie. Jako starego mieszczucha najbardziej interesuje mnie to, jak można żyć w środku lasu, z dala od ludzi przy tak małym ruchu. Jak wielka musi być pasja, by tu mieszkać, ciężko pracować i pędzić niemal pustelniczy żywot.
Jak się okazuje, dotychczasowe wspólne życie chłopaka z Gniezna i dziewczyny z Ochotnicy to wędrówka od schroniska do schroniska. Nowe prace, wyzwania i... wciąż ta sama pustka dookoła.
- Poznaliśmy się w schronisku na Ornaku - wspomina Eugeniusz Ogrodowicz. - Marynia już w nim pracowała, a ja po oblanych studiach na leśnictwo też znalazłem tam zatrudnienie. Pochodzę z Gniezna, lecz dużo chodziłem po górach - głównie Sudetach. Na Ornak przyjechałem w lutym 1980 roku. I tak siedzieliśmy tam razem przez trzy lata. Tam urodził się Maciek. A ponieważ chciałem pracować w lesie - to przez trzy miesiące pracowałem jako drwal w Białowieży. Wreszcie trzeba było zacząć myśleć o przyszłości. Na Ornaku byliśmy tylko pracownikami w schronisku, a w 1983 trafiła się okazja - ajencja bacówki w Bartnem w Beskidzie Niskim.

W poszukiwaniu swojego miejsca

- To było fajne, beztroskie życie. Dużo ludzi, śliczne miejsce i budynek - wspomina pani Maria.
- Fajne, bo byliśmy młodsi, ale też była ciężka praca - prostuje mąż. - Maciek chodził do pierwszej klasy. Codziennie na piechotę szedł ponad dwa kilometry do szkoły. Teren był bardzo błotnisty i grząski. Gdy raz zginął pies, poszedłem go szukać. Było 80 cm śniegu, gwałtowne ocieplenie i do tego zepsuło się wiązanie w nartach. Na jednej polanie kluczyłem we mgle i głębokiej śnieżnej bryi 4-5 godzin!
W Bartnem Ogrodowiczowie mieszkali sześć lat. Zaczął doskwierać kryzys, mała ilość turystów. Chcieli wrócić na Ornak. Zamiast tego wylądowali na pół roku w Krynicy w domu turysty "Rzymianka". Stamtąd powędrowali do schroniska na Bereśniku koło Szczawnicy. Tam urodziła się Agnieszka. Maciek, który chodził do drugiej klasy, do szkoły miał jeszcze dalej. Codziennie szedł godzinę w jedną stronę.
- To było piękne miejsce - mówi gospodarz. - jednak cały czas marzyliśmy o Ornaku. Pewnego dnia, gdy pojechałem do Sącza, usłyszałem, że mamy na to szansę. Szybko znaleźliśmy następcę na Bereśniku, sami spakowaliśmy się i pojechaliśmy w Tatry.
Tam jednak kolejne rozczarowanie - przepychanki wokół tego miejsca sprawiły, że Ogrodowiczowie pozostali bez pracy i mieszkania. Przez rok mieszkali w Gnieźnie. Wreszcie w 1991 roku trafiło się wolne schronisko na Hali Krupowej.
- Gdy tu przyjechaliśmy, przez tydzień się do Genka nie odzywałam - mówi pani Maria. - Rudera w trakcie remontów, nie ma prądu ani drogi. Ciężkie czasy przyszły - pomyślałam. Ale jakoś do tego życia w górze, z dala od ludzi się już przyzwyczaiłam.

Zdążyć z karpiem

- Pewnie już tu zostaniemy - mówi gospodarz. - To najtrudniejsze schronisko do prowadzenia z tych, które dotąd mieliśmy. Maciek mieszka w internacie w Jabłonce, a Agnieszkę muszę codziennie dowozić do szkoły. Latem uaz-em, zimą skuterem zwożę ją na autobus o 7.10, który wiezie ją jeszcze 6 km do szkoły. Wraca o 13.10 i muszę znów po nią wyjeżdżać.
Jakie były tu przez ostatnie lata święta? Mimo że jest to okres odwiedzania rodzin, nigdy nie mogli wyjechać.
- W pierwszym roku nie mieliśmy skutera, a na święta było prawie dwa metry śniegu. W wigilię przez trzy godziny przedzieraliśmy się czarnym szlakiem do schroniska, by z karpiami dojść przed wieczerzą... - wspomina pani Maria.
Częściej przyjeżdżał ktoś z rodziny. W ubiegłym roku na wigilię i święta przybyła trzydziestoosobowa grupa znajomych. Była tradycyjna wieczerza z dwunastoma daniami. Wcześniej, jak co roku, problem z choinką. Okazuje się, że mieszkając w środku lasu ma się niemały problem z wyborem drzewka.
- Zawsze mam już wcześniej upatrzone. Ale jak przyjdzie mi je ściąć - to jakoś żal, szkoda takiego dorodnego drzewka. Szukam więc od nowa - tłumaczy Eugeniusz Ogrodowicz.
Turyści w tym czasie nie przychodzili. Poza jednym wyjątkiem.
- Mieliśmy kiedyś w tym czasie dwóch gości - dodaje gospodarz. - Poszedłem w wigilię po prostu złożyć im życzenia. A oni mi mówią, że w to nie wierzą, a jak ja wierzę, to jest to moja prywatna sprawa i oni życzeń nie przyjmą. Jakoś tak smutno się zrobiło...

Bez odzewu

Jakie są marzenia dzierżawców schroniska dotyczące przyszłych inwestycji? Okazuje się, że bardzo prozaiczne.
- To za małe schronisko, by robić jakieś wielkie przedsięwzięcia - mówi Eugeniusz Ogrodowicz. - Przede wszystkim przydałby się prąd! Jest szansa, bo Era GSM będzie budować nadajnik na Okrąglicy. Jednak stamtąd trzeba by było pociągnąć ziemią około kilometr kabla. Nie mamy szans, by zrobić to samodzielnie - sam kabel kosztowałby około 23 tys. zł! Był tu kiedyś też człowiek, który szukał tras do turystyki konnej. Można by było zrobić tu odpowiednią stanicę, ale jeśli by to było kilka osób na miesiąc - to się nie opłaca. Próbowaliśmy jakoś wzbudzić zainteresowanie schroniskiem - rozesłaliśmy dwieście ulotek po szkołach. Bez odzewu. Organizowaliśmy w ramach Lata w Zawoi posiady przy ognisku - nikt nie przyszedł.

Kim jesteś, turysto?

Kim są więc klienci schroniska na Hali Krupowej? Głównie pasjonaci szukający w górach ciszy, spokoju, uciekający przed wrzawą, jaka panuje choćby w Tatrach. Tych jest jednak coraz mniej. Ci, którzy wydeptywali beskidzkie szlaki w poprzednich dziesięcioleciach, w większości pozakładali rodziny, założyli ciepłe kapcie i co najwyżej wyjeżdżają na wczasy do Hiszpanii. Inną grupę stanowią wycieczki szkolne, które goszczą tu głównie w maju i październiku. Przychodzą też ci, którzy uciekają z Tatr i Zakopanego. Większość jednak bywa tu w lecie. Zima odstrasza i nawet na ferie nie ma wielu rezerwacji.
Gdy wychodzę przed schronisko, nie mogę tego zrozumieć. Patrzę jeszcze raz na rozległą panoramę Tatr i Podhala. Wokół nadal cisza i spokój.
- Czasem, jak człowiek ma chandrę, to wystarczy tu wyjść, pospacerować po polanie i przechodzi... - zwierza się pani Maria.

Aktualne informacje na temat schroniska na Hali Krupowej, ceny noclegów i wyżywienia, propozycje wycieczek i mapkę można znaleźć w internecie pod adresem http://free.polbox.pl/k/krupowa/. Ja jednak zachęcam do odwiedzin nie tylko "wirtualnej", lecz przede wszystkim rzeczywistej Hali Krupowej.

Józef Figura


Tygodnik Podhalański, 24.12.1998



Chmury poniżej Hali Krupowej; fot. Eta Zaręba

Powrót na początek strony

Powrót na stronę główną