Schronisko PTTK na Hali Krupowej w Beskidzie Żywieckim

"n.p.m." nr 6/2003

      Miałem pecha do Hali Krupowej. Kiedy pierwszy raz poszedłem tam latem 1986, schronisko było zamknięte z powodu remontu. Nie dostałem wtedy nawet herbaty. Ponownie wybrałem się na Halę Krupową dopiero jesienią 1993. I znowu nie dostałem tam herbaty, chociaż schronisko było czynne. Tym razem jednak kolejka do bufetu kończyła się na zewnątrz. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zawsze w pierwszą niedzielę października, na Hali Krupowej organizowane są Zloty Turystów Górskich. Za trzecim razem trafiłem tam na "blachowanie" - imprezę Koła Przewodników Beskidzkich. Atmosfera była wprawdzie bardzo miła, lecz gospodarz schroniska uprzedził mnie, że trudno będzie spokojnie przespać tu najbliższą noc.
      Cóż, do czterech razy sztuka... Następnym razem przezornie zarezerwowałem sobie miejsce. Całkiem niepotrzebnie, bo pomimo weekendu byłem jedynym turystą nocującym w schronisku. Miesiąc później znowu byłem sam na Hali Krupowej. I niebawem przekonałem się, że cisza jest tu codziennością. Polubiłem ten nastrój. A gospodarze już bez pytania wręczali mi klucz od pokoju z widokiem na Tatry.
      Minęły dwa, może trzy lata. I podczas kolejnej wizyty na Hali przypadkiem usłyszałem, że gospodarz szukał wśród znajomych, kogoś skłonnego poprowadzić schronisko przez kilka dni. Zaproponowałem siebie. Bezskutecznie, czemu trudno się dziwić - chociaż bywałem tu już wielokrotnie, to jednak nadal byłem kimś obcym. Tym bardziej więc poczułem się zaskoczony, gdy rok później gospodarz zapytał, czy moja oferta jest nadal aktualna. Czy mogłem odmówić?
      W ten sposób pierwszy raz zobaczyłem schronisko "od kuchni". Wtedy nie było tam jeszcze linii wysokiego napięcia, a prąd wytwarzał stary, radziecki agregat. Uruchomienie tego "monstrum" było nie lada wyzwaniem. Dość powiedzieć, że instrukcja obsługi, którą napisał mi gospodarz, liczyła szesnaście punktów. A pierwszy brzmiał: zapal pochodnię... Szybko jednak zorientowałem się, iż to nie kłopoty z agregatem są największym problemem schroniska. Zrozumiałem, że cisza, która dla mnie była magiczna, może spędzać sen z powiek gospodarzom. Bo schronisko ginie bez turystów.
      Postanowiłem pomóc, chociaż w moim własnym interesie byłoby raczej ukrywanie Hali Krupowej przed innymi. Zacząłem od strony w Internecie. Był styczeń roku 1998. Tylko trzy schroniska miały wtedy własne serwisy "w sieci". A w katalogu "Wirtualnej Polski", kategorię schronisko górskie, utworzono dopiero wtedy, gdy zgłosiłem Halę Krupową. Internet, to jednak zbyt mało. Rok później zorganizowałem tam pierwszy pokaz slajdów, potem przyszedł czas Klubu Przyjaciół Schroniska na Hali Krupowej, kart rabatowych, akcji sprzątania szlaków. A w maju 2002 wyruszył z Krakowa pierwszy "marszon" na Halę Krupową. Jaki jest efekt moich działań? Dość skromny, bo wprawdzie czasem drzwi się tam nie zamykają, lecz nadal niektóre weekendy spokojnie spędzam z książką w jadalni schroniska.
      Dlaczego upodobałem sobie właśnie Halę Krupową? Bo wschody słońca nad Tatrami, bo zapach ognia w kominku, bo gwiazdy pełne nocy, bo tyle wspomnień... Nie, nie moich, lecz gospodarzy schroniska. Godzinami mogę ich słuchać. Oni naprawdę mają o czym opowiadać. Poznali się na Ornaku. Potem, prowadzili kolejno: bacówkę w Bartnem, schronisko pod Bereśnikiem oraz Rzymiankę w Krynicy. A dwanaście lat temu przyjechali na Halę Krupową i są tu "rekordzistami". Albowiem nikt przed nimi nie kierował tak długo tym schroniskiem. Nikt też nie odważył się zamieszkać tu z dwójką dzieci. Syn już studiuje, lecz córkę gospodarz codziennie rano zawozi do szkoły i wieczorem przywozi. A zapewniam Was, iż nie jest to zwyczajna droga do szkoły. Zimą na skuterze śnieżnym, wiosną i jesienią starym wysłużonym UAZ-em. Jechałem z nimi kilka razy. Dla mnie pokonanie tej stromej i karkołomnej drogi, było przeżyciem niemal na miarę udziału w rajdzie terenowym. Dla nich - to codzienność, chwilami dość uciążliwa. Najtrudniej jest wiosną, gdy górną część drogi da się jeszcze przejechać skuterem, dolną można już przebyć samochodem, lecz środkowy odcinek trzeba pokonać pieszo. I tak dwa razy dziennie, od poniedziałku do piątku.
      Lubię schronisko na Krupowej bo jest niewielkie, przytulne i nastrojowe. Jadalnia z kominkiem, bufet, sześć pokoi, przedsionek, toalety, prysznice - to wszystko. W sumie 38 miejsc noclegowych: dwie "dwójki" (w tym jedna z własną toaletą), dwie "czwórki", "dziesiątka" oraz "szesnastka". Jest więc w czym wybierać, mniejsze pokoje cieszą się powodzeniem u par, większe pozostają do dyspozycji dużych grup. No i ten żurek... I te naleśniki... Nigdzie nie jadłem lepszych!
      Hala Krupowa podoba mi się i za to, że tak wiele szlaków wiedzie do schroniska. Można tu przyjść z Babiej Góry przez Przełęcz Krowiarki, z Markowych Szczawin, z Zawoi (trzema różnymi drogami), ze Skawicy, z Juszczyna, Kojszówki, Osielca, Bystrej Podhalańskiej, Lubonia Wielkiego, Sidziny (dwoma szlakami), Wielkiej Polany oraz z Przełęczy Zubrzyckiej. Dodatkowo zimą, można bardzo wygodnie dojść na Halę Krupową po śladach skutera śnieżnego, drogą gospodarczą z Wielkiej Polany. I to nawet wtedy gdy wszystkie pozostałe ścieżki są całkowicie zasypane śniegiem.
      Jeżeli zależy mi na czasie, to wybieram najkrótszy, czarny szlak z Wielkiej Polany, który jest wprawdzie niezbyt efektowny, lecz pozwala bardzo szybko dojść do schroniska. Pokonanie tego dystansu zajmuje niewiele ponad godzinę. Najbardziej jednak lubię drogę gospodarczą, która prowadzi do schroniska przez trzy nadzwyczajne punkty widokowe: Polanę Pastwową, Halę Krupową oraz Halę Kucałową. Bynajmniej nie pomyliłem kolejności, bowiem schronisko na Hali Krupowej, tak naprawdę stoi na... Sidzińskich Pasionkach, oddalonych od właściwej Hali Krupowej o około kilometr. I właśnie na tej prawdziwej Hali Krupowej, proponuję Wam opuścić drogę gospodarczą i powędrować wyraźną ścieżką w górę, kierując się na maszt przekaźnika widoczny pod szczytem Okrąglicy. Przy samej krawędzi lasu zauważycie kilka płaskich głazów. To moje ulubione miejsce. Stąd, przy ładnej pogodzie, panorama Tatr nie ma równych sobie. Kilkadziesiąt metrów dalej, kiedy traficie na szlak czerwony, skręćcie w lewo, a doprowadzi Was na Halę Kucałową, odległą od schroniska o 200 metrów. Jeżeli natomiast pójdziecie dalej na wprost, w stronę wierzchołka Okrąglicy, to niebawem zobaczycie Kaplicę Matki Bożej Opiekunki Turystów. To niewielki drewniany szałas doskonale wkomponowany w otoczenie. Kapłan, stojąc przy ołtarzu, zamiast ścian świątyni widzi Tatry i Babią Górę. A harmonogram nabożeństw jest wyjątkowo prosty: msza święta odprawiana jest tu raz w roku - w pierwszą niedzielę października o godz. 12.00.
      Z Zawoi, do schroniska na Hali Krupowej prowadzą trzy szlaki turystyczne. Niegdyś moim ulubionym był żółty, obecnie jednak, aż na Mosorny Groń, wiedzie on drogą wyciętą w lesie podczas budowy wyciągu. Nie polecam. Natomiast z całym przekonaniem rekomenduję najnowszy ze szlaków - niebieski. I równocześnie uprzedzam, iż nie znajdziecie go jeszcze na większości map. Zaczyna się przy przystanku Zawoja Mosorne. Idąc tędy zawsze schodzę ze szlaku by zobaczyć wodospad na Potoku Mosorczyk. Stroma ścieżka na dno wąwozu prowadzi po wygodnych schodkach ubezpieczonych poręczą, a nad samym korytem potoku zamontowana została niewielka platforma widokowa. To magiczne miejsce. Tuż ponad Mosornym Groniem szlak niebieski łączy się z żółtym i razem wspinają się przez Halę Śmietanową na Kiczorkę, skąd wyjątkowo pięknie widać Babią Górę. I jeszcze przestroga dla schodzących tą drogą. Otóż - na odcinku kilkuset metrów w dół od węzła szlaków na Kiczorce, jedną i tą samą ścieżką prowadzą dwa szlaki o kolorze niebieskim! W pewnym momencie dojdziecie do rozwidlenia, gdzie niebieskie znaki namalowane są i w lewym i w prawym odgałęzieniu. A żaden drogowskaz nie wyjaśnia tej zagadki. Do Zawoi Mosorne prowadzi lewa ścieżka, natomiast idąc w prawo traficie na zielony szlak z centrum Zawoi na Halę Krupową. Ale wróćmy z powrotem na Kiczorkę. Tu kończy się zarówno żółty, jak i obydwa niebieskie szlaki. Dalej, do schroniska na Hali Krupowej, wiedzie czerwono oznakowana ścieżka, malowniczo wytyczona grzbietem Pasma Policy. Właśnie ten szlak, jako swój ulubiony, wskazało najwięcej osób uczestniczących w sondzie umieszczonej na internetowej stronie schroniska. Trzecia ze ścieżek prowadzących z Zawoi na Halę Krupową ma kolor zielony. Tę drogę wybieram podczas upałów, gdyż jest przyjemnie zacieniona.
      Natomiast z Hali Krupowej najchętniej schodzę do Osielca. Najpierw bardzo widokowym, czerwonym szlakiem przez Okrąglicę, Naroże, Polanę Malinowe, na Cupel, a stamtąd w dół ścieżką oznakowaną na zielono. To najkrótszy ze szlaków prowadzących wprost na stację kolejową. Na powrót tą drogą warto przeznaczyć trzy godziny.
      Na koniec trzeba zapytać: czego nie lubię na Hali Krupowej? Pił spalinowych oraz traktorów, bo dewastują górskie lasy. Aliści akurat ta plaga powszechna jest chyba w całych Beskidach.

Kuba Terakowski, "n.p.m." nr 6/2003


Powrót na stronę główną